Pamiętam jak 15 lat temu wraz z Agą i jakimś kolesiem z couchsurfingu, który przyjechał nas odwiedzić w Lizbonie, postanowiliśmy się wybrać spełniając jego marzenie, po raz pierwszy do mistycznej Sintry. Celem był Zamek Maurów, klasztor Kapucynów i właśnie ona Quinta da Regaleira. Był listopad i było po ludzku zimno. Ja jak ta melepeta w sandałkach i szortach postanowiłem udowodnić światu, jak to człowiek północy radzi sobie z zimnem (Aga też w japonkach, ale ona ma jakieś nietentego sensory termiczne w ciele i mogłaby zaśpiewać za T. Chyłą i K. Staszewskim: "mnie tam zawsze jest ciepłoooo"). Sintra nie dość, że rozwieszona między szczytami Gór Księżycowych (ładnie, nie?), to jeszcze figuruje jako pierwsza przeszkoda orograficzna dla Atlantyku, ergo smagana jest mgłą, chłostana bryzą, chmurą wszelaką owiana i wiatrem. Moje dredy (tak, również było coś takiego siedziało na mojej głowie) natentychmiast nabrały ciężaru od wilgoci i soli, podobnież jak zwiewny melepetowy ciuszek. Na Zamku Maurów urywało udredowioną głowę, więc za długo człowiek tam i tak by nie wytrzymał. Dużo przyjemniej było w posiadłości Regaleiry. Jako, że kupiec brazylijskiego pochodzenia i handlarz kawą, a zarazem nosiciel, jak z resztą większość ludzi na Półwyspie Iberyjskim, niejednego imienia, czyli António Augusto Carvalho Monteiro, lubował się w przyrodzie zamorskiej, gęsto porastającej i dobrze komponującej się z jego opus magnum. I tu kilka słów o samej perełce. Quinta to niezwykły kompleks architektoniczno-krajobrazowy, osadzony 30 km od stolicy Portugalii stanowiący niezaprzeczalne świadectwo wyrafinowanej kreatywności oraz niezwykłego bogactwa historycznego tego regionu. Przede wszystkim wygląda na dużo starszy niż jest w rzeczywistości jako, że wzniesiony, a w zasadzie odbudowany na kanwie posiadłości niejakiej baronowej Regaleiry (a quinta znaczy posiadłość/ dworek) dopiero w początkach XX wieku. Finalny piorunujący efekt, jaki dziś możemy w pełni podziwiać, powstawał pod baczną pieczą włoskiego architekta Luigiego Manini (to ten wysoki z wąsem, w zielonych ciuszkach od Mario ;). Zlecenie milionera A.A.C. Monteiro zakładało kilka istotnych aspektów. Posiadłość miała zawierać motywy z ulubionych baśni oraz książek tegoż bibliofila, nawiązywać do motywu przewodniego Portugalii - stylu manuelińskiego oraz miała być naszpikowana symbolami masońskimi, tak modnymi w regionie, bądź co bądź, templariuszy.
Wszystko miało być obrośnięte bujną roślinnością przywodzącą na myśl dalekie krainy zamorskie lub nawet raj. Ten efekt czternastu lat pracy mistrza początkowo nie był dostępny dla zwykłego śmiertelnika. Po dziesięcioleciach mniej ciekawych perypetii w końcu możemy godzinami spacerować i napawać się cudownością tego miejsca. Zaczarowany ogród otaczający rezydencję jak ten w dziele Burnetta, kusić nas będzie zatopionymi w bujnej roślinności, ukrytymi grotami, mistycznymi jeziorkami i misternie zdobionymi fontannami. Są tunele inspirowane kręgami piekielnymi Dantego, gargulce o diabolicznych facjatach, a każdy zakątek tego wyjątkowego miejsca jawi się jako osobna opowieść przenosząca nas w oniryczny świat zafascynowanego ezoteryką patrona tego miejsca.
Największe wrażenie na turystach robi bezsprzecznie Studnia Inicjacji. Co ciekawe nigdy nie służyła czerpaniu wody. Ta podziemna konstrukcja z monumentalną spiralną klatką schodową, zanurza się aż 27 metrów w głąb ziemi, jest interpretowana jako symbol duchowej podróży i odrodzenia. Studnia ta dodaje mistycyzmu i głębi temu już i tak bogatemu w symbolikę miejscu.
Sam pałac, z fikuśnymi fasadami i bogato zdobionymi wnętrzami, odbija w sobie wyrafinowany gust i niepowtarzalny styl jego fundatora i przywodzi na myśl miejsce odwiedzin hobbitów. I nie inaczej. Tak tak, to właśnie tu Gimli zapowiedział, że użyczy swojego topora.
No dobrze, może nie koniecznie tu, a w Rivendell, ale przecież Tolkien to wszystko sobie wymyślił. Podobnie zresztą jak ci, którzy twierdzą, że Hans Christian Andersen po odwiedzinach tych stron miał powiedzieć „Zobaczyć cały świat, a nie widzieć Sintry, to nic nie zobaczyć"... Tu przechodzimy do clou "nietentego". Może i faktycznie Andersen i może pisarz, ale nie TEN. A tak naprawdę nie wymyślił TEGO, a jedynie zacytował stare hiszpańskie porzekadło, o tym cudzie świata wpisanym dziś nie bez przyczyny do UNESCO.
W Quincie byłem chyba z 10 razy, ale za każdym razem rozkoszuję się tym miejscem na nowo. Tu też mam mocną historię, którą opowiadam chętnie podczas odwiedzin, ale pozwolę sobie na podzielenie się nią z Wami dopiero w autokarze już na początku września. Tego dnia, 15 lat temu, nie dotarliśmy do klasztoru Kapucynów, bo prawie pozamarzaliśmy. Gwarantuję, że tym razem będzie cieplej niż na naszym tripie z Dannym i Agą. W końcu to wrzesień. Najprzyjemniejszy miesiąc na odwiedziny tego wielkiego małego kraju. Już mam ciarki na plecach, a Ty? Portugalia "Nie tylko Porto i Fado" ✈️🌞🏰🎵
🗓️ Termin: 02-09.09.2024
Comments